„Śleboda” to dobry, chociaż nietrzymający ram gatunku kryminał, z ciekawym wątkiem historycznym w tle.
Doskonale dopracowane tło obyczajowe, wiarygodnie
przedstawiona społeczność góralska (duży plus za stosowanie gwary w narracji i
dialogach), nietuzinkowi bohaterowie i banalna, ale ciekawie opowiedziana,
fabuła kryminalna – to chyba recepta na wyjątkowość tej powieści. Trzeba
przyznać, że autorzy nie tylko oddali klimat gór, piękno krajobrazu, podkreślili
wagę lokalnej kultury, ale też zaczarowali słowami. Czytelnik autentycznie
przenosi się w Tatry, przemierza szlaki, wędruje podhalańskimi wioskami, nawet
kosztuje „zbójeckich” specjałów w karczmie.
„A potem zamówił jeszcze na dobicie „kufel z wkładkom”, czyli piwo z pięćdziesiątką wódki. O ile sobie nazajutrz przypominał, barmanka zapytała go wyniośle, czy wkładka ma być zwykła, czy zbójecka, a on, rozochocony, odparł, że oczywiście zbójecka. I dostał Warkę Strong ze spirytusem. Wlał ją w siebie i ostatnie, co pamięta, to wspinaczka po schodach do pokoju. Gdy się obudził, w ustach miał murowaną piwnicę, a pod czaszką tańcowali mu zbójnicy.”
Zagadka kryminalna też wciąga. Makabryczne zabójstwa,
nieoczekiwane znaleziska, fałszywe tropy, małostkowe problemy bohaterów, humor
budują tajemnice i oczekiwanie jej odkrycia. Sposób narracji, mimo iż epicki,
to jednak nie powoduje napięcia i ekscytacji. Cały proces rozwiązywania zagadki
obserwuje się z boku, jakby będąc poza odbywającą się historią chociaż w
górskiej scenerii. Także główni bohaterowie, Anna Serafin i Sebastian Strzygoń,
nie są przeciętni, ich sposób bycia nie każdemu może przypaść do gustu. To ich
wyróżnia i dodaje smaczku powieści.