Jakub Małecki w „Śladach” ponownie pokazał, że o trudnych
sprawach można pisać naturalnie, swobodnie i pięknie, jednocześnie uciekając
przed egzaltacją i patosem.
Nie jest to typowa powieść, bo składa się z kilku opowiadań,
które poniekąd łączą się ze sobą. Całość otwierają i zamykają opowiadania o tym
samym tytule „Mój”, które nawiązują odpowiednio do narodzin i śmierci, jednak
jak w pozostałych historiach nic nie jest tu do końca oczywiste, powiedziane
wprost. Czytelnik może sam dowolnie interpretować, szukać znaczeń, powiązań i
przesłań.
Bohater
Książkę czyta się lekko, chociaż świat przedstawiony w
„Śladach” do łatwych zdecydowanie nie należy. Bo jak można tak powiedzieć o
przemijaniu czy śmierci? Jakubowi Małeckiemu się to udaje. W dodatku ze smakiem
i delikatnością. Przedstawia różnych bohaterów, zawsze w jakiś sposób ze sobą
powiązanych, chociaż czasem nawet tego nieświadomych, z dystansu, w skali
mikro. Kreśli minimalistyczne portrety, wystarczające, by poruszyć i przeniknąć
do głębi. Jego bohaterowie to zwykli ludzie, którzy każdego dnia zmagają się z
codziennością i przez sposób, w jaki to robią, bywają niezwykli. Historie
przeciętnego chłopaka z osiedla, alkoholika, czy upadającej aktorki pod jego piórem
stają się ciekawe, barwne, wzruszające. Rutynie, smutkowi czy radości Małecki
nadaje nowy wymiar, niekiedy metafizyczny.