Czy wierzysz, że to, co robisz, kiedyś do Ciebie wraca? Jeden z bohaterów książki „Uprowadzone” boleśnie się o tym przekonał. I to w sytuacji, kiedy najmniej się tego spodziewał. Jak z niej wybrnął i czy to rzeczywiście prawda? To wyjaśnia Monika Siuda na ponad 400 stronach powieści.
"Uprowadzone" Monika Siuda
Wydawnictwo: Poligraf
Data wydania: marzec 2016
Książką „Uprowadzone” poznaję twórczość Moniki Siudy,
polskiej niezależnej autorki, która w swoim dorobku ma już kilka kryminalnych
pozycji m.in. „Wyznanie Agaty”, „Tajemnica Niny”. Otrzymały one wysokie oceny
wśród czytelników, dlatego i w stosunku do tej książki miałam wielkie
oczekiwania.
Jednak po lekturze mam mieszane uczucia. Niesamowicie wolno
rozkręcała się akcja, w zasadzie nastąpiło to dopiero pod koniec powieści.
Gdyby nie fakt, że poznałam osobiście autorkę podczas Warszawskich Targów
Książki 2016, to pewnie już dawno odpuściłabym sobie jej czytanie. A kiedy już fabuła zaczyna nabierać realnych
kształtów i nieoczekiwanie rusza lawina wydarzeń, to jest już w zasadzie po
wszystkim. Przyznać trzeba, że faktycznie końcówka, rozwinięcie akcji i
poprowadzenie zakończenia wciągają, narracja poprowadzona jest zgrabnie, w
tempie. Aż chce się czytać.
Co do samej fabuły…
Policja otrzymuje zgłoszenia o
zaginięciu dwóch obcych sobie kobiet, jedna z nich jest córką wpływowego
biznesmena. W czasie, kiedy dwóch śledczych z pomocą prywatnego detektywa
próbują je odnaleźć, ktoś podrzuca im ślady, które bardziej niż pomagają
wyprowadzają ekipę w pole. Jednak akcja nie dzieje się wyłącznie w miejscach
zbrodni i na komisariacie. Okazuje się, że jeden z policjantów i prywatny
detektyw wcześniej ze sobą pracowali, co więcej są przyjaciółmi. Spotykają się
na obiady lub kolacje w lokalu przyjaciółki Sylwii, której to detektyw Tomasz powierza
swoje przemyślenia na temat prowadzonej sprawy. I tak wspólnie naprowadzają się
na nowe ślady, łączą różne kierunki myślenia. Trup pada gęsto, policja mimo
starań wciąż nie trafiła na sprawcę, a ojciec jednej z zaginionych bierze
sprawy w swoje ręce. Czy uda mu się znaleźć córkę? Czy policja przerwie złą
passę? Nie będę zdradzać.
Pod napięciem?
Zawsze staram się ocenić, czy opisana historia jest na tyle
prawdopodobna, by faktycznie mogła wydarzyć się w realnym świecie. Tylko taka
wzmacnia efekt napięcia, strachu, poraża rzeczywistością, a jeśli jest jeszcze opisana
w ładny sposób, wciąga tajemnicą i pozostawia po sobie refleksje długo po
zakończeniu, to jest to naprawdę dobra książka. W „Uprowadzonych” oprócz
historii, która mogłaby się wydarzyć, nie ma innych aspektów.
Po pierwsze
- książka jest zdecydowanie za gruba i to nie dlatego, że jest aż tyle do
powiedzenia. Mnóstwo tu powtórzeń logicznych kartka po kartce (absolutnie
niepotrzebnych), powtórzeń zaraz po sobie tych samych konstrukcji zdaniowych.
Spokojnie tę samą treść można by opowiedzieć krócej i zgrabniej, zdecydowanie
lepiej i szybciej by się czytało.
Po drugie – bardzo sztywne konstrukcje
dialogowe. Policjanci, którzy od lat znają się jak łyse konie i się przyjaźnią,
nie rozmawiają ze sobą oficjalnie, sztywno, formami zdań, których nie używa się
w potocznej rozmowie. Dziwnie się to czyta.
Po trzecie – brak elementów
zaskoczenia i napięcia, a to jak na rasowy thriller przystało poważne
uchybienie. Dlaczego tak świetnie czyta się Jo Nesbo, czy Henninga Mankella? Bo
u nich ten element napięcia budowany jest rewelacyjnie! Monika Siuda nie
stosuje podobnych trików, lecz podaje wszystko na tacy. Co więcej za chwilę to
samo powtórzy tylko w innych słowach. Takie to męczące.
I po czwarte –
nierówność powieści. Początek i środek bardzo słabe, powolne, mało ciekawe,
niby coś się dzieje, ale tak jakby się nie działo. Akcja nabiera rumieńców pod
koniec i tu jest o wiele lepiej. Pojawia się napięcie, ale równie szybko znika,
bo i cała zagadka zostaje migiem rozwiązana. W dodatku fabuła jest bardzo
przewidywalna.
Tylko dlatego, że wciągnęłam się w końcówkę, która
faktycznie udźwignęła nieco ogólną jakość książki, oceniam ten thriller na
średni. Można przeczytać, poznać twórczość niezależnej pisarski, bo warto
wspierać autorów, o których nie pisze się wszędzie i którzy nie są promowani
przez wielkie wydawnictwa. W końcu napisać książkę, która ma ręce i nogi, nie
jest łatwo. „Uprowadzone” Moniki Siudy i jedne i drugie mają, ale nie do końca
ze sobą współpracują na rzecz zgrabnej całości.
Ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz