Chociaż jest sympatycznym i
zabawnym człowiekiem, to w swoich tekstach często mrocznie kreśli
rzeczywistość, miesza ją z groteską i czarnym humorem. Kieruje się zasadą:
„Jeśli wiesz, że jesteś w czymś dobry, to brnij do przodu.” Gdyby jego książka
była ekranizowana, to najchętniej w roli głównego bohatera, Gabriela Bysia,
osadziłby Brada Pitta. Bartosz Szczygielski, którego „Aortę” wymieniłam wśród interesujących
wrześniowych nowości, zgodził się zdradzić w rozmowie jeszcze kilka ciekawszych
historii, nie tylko o pisaniu, zapraszam.
Bartek, patrzę na wydanie Twojej debiutanckiej powieści kryminalnej
„Aorta” i czuję, że to może być niezwykła historia. Intrygujący tytuł, okładka,
obok której nie sposób przejść obojętnie i tak pochlebny komentarz Katarzyny
Bondy. Czy to będzie wielki boom na rynku księgarskim, jakiego jeszcze nie
było?
Oczywiście, że tak. Setki fanek,
groupies, sprzedane prawa do ekranizacji i Brad Pitt, szykujący się do swojej
roli…
Brad Pitt?
Nie wchodźmy na ten temat, bo się
serio pokłócimy (śmiech). Na
Facebooku pojawił się kiedyś profil „Codziennie jedno zdjęcie Brada Pitta” i
zgadnij, kto był pierwszą osobą, która ten profil polubiła? Moi (fr.). Chyba przez „Siedem” i „Fight
Club”, bo to były jego naprawdę bardzo dobre role i świetne scenariusze. Nie
powiem, byłoby fajnie, gdyby zagrał w ekranizacji mojej książki.
Nadawałby się na Gabriela taki przystojniak?
Musiałby sporo schudnąć i trochę
włosów musiałoby mu wypaść, żeby nie był taki idealny, ale zdecydowanie tak.
Skąd pomysł na fabułę „Aorty”, co Cię natchnęło, jaka była inspiracja?
Pomysł na fabułę zrodził się od
krótkiego, 3-stronicowego opowiadania, które napisałem na któryś z kolei
konkurs. To miały być warsztaty z Markiem Krajewskim podczas Conrad Festival
2013. Zaczęło się od stwierdzenia, co by było gdybym nie wiedział, jak zrobić
sztuczne oddychanie. Napisałem 3 strony, dostałem się na warsztaty i to był
taki start.
Te 3 strony po przerobieniu
pojawiły się na początku książki. Nie powiem, że wokół tego powstała cała
fabuła. Skupiłem się na tym, czym żył kiedyś Pruszków. Reszta wyszła sama,
naturalnie, kiedy zacząłem pisać. Wiedziałem, gdzie to ma się zacząć, gdzie i
jak ma się skończyć i mniej więcej, co chcę mieć w środku. Potem ładnie to się
ułożyło w całość, miałem nawet spisany plan, ale w międzyczasie trochę się
zmienił.
No właśnie - rzecz dzieje się w tak źle osławionym Pruszkowie. Czemu
akurat w tym mieście umiejscowiłeś fabułę?
Mieszkam tu generalnie prawie od
urodzenia. Kiedy byłem dzieciakiem, to zastrzelili Kiełbasę. Sąsiadki mówiły,
że ktoś nowy wprowadził się do bloku i widziały, jakim jeździ samochodem, że to
na pewno ktoś z mafii. W podstawówce też się rozmawiało, że zastrzelili
Pershinga. Taką atmosferę się po prostu czuło. Cały czas mam wrażenie, że jak
komuś mówię, że jestem z Pruszkowa, to od razu kojarzy się z mafią zamiast np.
z fabryką ołówków.
Pomyślałem, że dobrze by było
pokazać ten temat z innej perspektywy. Co by było, gdyby… ktoś z tych ludzi
jeszcze się tutaj uchował… Oczywiście jest to wymyślona osoba, miejsca też,
chociaż trochę inspirowałem się tymi prawdziwymi, ale nie będę zdradzał którymi,
bo nie będę mógł już tam chodzić jeść.